Ludzie coraz częściej protestują przeciwko zakusom deweloperów.
Jerzy Chodorek: Na początku był gniew?
Patrycja Jastrzębska: Tak. Impulsem był gniew i niezgoda na to, co działo się w przestrzeni miejskiej. To dowód na to, że gniew może być twórczy.
Niezgoda, że miasto znika na Twoich oczach?
Dokładnie. Bardzo mocno to odczułam, ponieważ z mojego balkonu widziałam wyburzane Kino W-Z na warszawskiej Woli.
To znaczy?
Po prostu pewnego dnia przyjechała koparka i zburzyła zabytkowe kino. Wszystko obserwowałam przez okno mojego mieszkania.
Kino, które było ważne dla kilku pokoleń warszawiaków.
Oprócz tego, że to było kultowe miejsce, to należało większej koncepcji architektonicznej. Tam, po wojnie, dla mieszkańców zaprojektowano centrum dzielnicy Wola. Obok był Pedet(red. Powszechny Dom Towarowy), dzielnicowy Dom Partii, Bar Wenecja i właśnie Kino W-Z zaprojektowane przez architekta Mieczysława Pipreka. Starsi mieszkańcy Woli mają dużo historii związanym z tym miejscem. Nieraz słyszałam wspomnienia seansów kinowych i smaku wuzetek po filmie. Ta przestrzeń żyła.
I co po wyburzeniu powstało?
Nic. Od jedenastu lat cisza – rosną tylko krzaki i drzewa samosiejki. A wszystko jest odgrodzone okropnym, blaszanym płotem.
To przykre.
Teren zabrany, budynek wyburzony. Tyle.
Co nie poszło całkiem na marne. To sprawiło, że gniew przekuł się w konkretne działanie.
Tak. Na początku w miejscach wyburzonych budynków chciałam ustawiać tablice pamiątkowe. Okazało się, że to jest trudne do wykonania, dlatego stworzyliśmy mapę internetową. Chodziło o to, aby nanieść na nią budynki, których już nie ma. Zaczęłam drążyć temat i okazało się, że w Warszawie od 1989 roku zniknęło mnóstwo zabytkowych miejsc.
Okazało się też, że wiele osób również interesuje się tym tematem.
Byłam zaskoczona skalą odpowiedzi na nasze działania. Dzisiaj strona „Tu było, tu stało” skupia na Facebooku ponad 123 tysiące osób. Początki, 10 lat temu, polegały na tym, że w mediach społecznościowych pisałam o tym, jak Warszawa wyglądała po wojnie i co zostało wyburzone. Potem zaczęłam publikować zdjęcia dawnej stolicy, a dzisiaj jako Tu było, tu stało działamy już na wielu polach. Organizujemy spacery tematyczne po mieście, warsztaty, udzielamy się w debacie publicznej na temat kształtu stolicy. Poza tym na początku działałam sama, a dzisiaj mam świetny zespół.
Widać, że trafiliście w czułą strunę i była potrzeba, aby w ten sposób opowiadać o mieście. Jak sądzisz, dlaczego?
Warszawiacy nie chcą, aby ich miasto było niszczone, aby kolejne historyczne budynki były wyburzane. Stąd coraz większy społeczny sprzeciw wobec takich działań.
Przeciwko?
Braku poszanowaniu historii. Przecież Warszawa jest fenomenem na skalę światową! Powstała jak feniks z popiołów. Po transformacji systemowej w 1989 r mogliśmy powiedzieć, że jesteśmy „wreszcie we własnym w domu”, ale zabrakło mądrego gospodarza. Pojawiły się samowole budowlane, wyburzenia, drapieżne inwestycje. Pod kilof szły kamienice z XIX wieku i dzieła powojennego modernizmu. Tak o naszą historię dbały władze miasta i deweloperzy. Pomimo to mam wrażenie, że dzisiaj jest większa świadomość społeczna i warszawiacy bardziej upominają się o swoje miasto.
Mieszkańcy nie chcą kolejnych wyburzeń?
Jeszcze dekadę temu wiele osób nie widziało żadnej wartości w architekturze powojennej. Teraz mieszkańcy częściej sprzeciwiają się nowym inwestycjom kosztem tych pamiętających czasy PRL-u. Ludzie częściej protestują przeciwko zakusom deweloperów – traktowania miasta niemal jak prywatny folwark.
Deweloperzy nie mają najlepszej prasy?
Zapracowali sobie na to przez lata agresywnego budownictwa. Ale jest to też wina polityki miejskiej, która na takie inwestycje pozwalała.
Uważasz, że w stolicy prywatne inwestycje są problemem?
Same prywatne inwestycje nie są niczym złym, tylko sposób ich realizacji pozostawia czasem wiele do życzenia. Na Woli na przykład powstaje nam drugi Hong – Kong, czyli tzw. „mikroapartamenty”. Gigantyczny blok z małopowierzchniowymi mieszkaniami, mającymi na przykład 18 metrów kwadratowych. Takie molochy zaburzają krajobraz miejski.
Ale z drugiej strony miasto tętni życiem. Ciągle przyjeżdżają nowe osoby szukające możliwości, kariery, dachu nad głową. Może nie ma sensu tego zatrzymywać.
Warszawa od zarania dziejów była miejscem, które przyciągało ludzi z całej Polski. I to jest super. Ale rolą władz miasta jest, żeby nadać mu kierunek rozwoju. A tego często brakowało. Trzeba jednak przyznać, że trwają teraz prace nad uporządkowaniem tematu. Jest przygotowywane nowe studium zagospodarowania przestrzennego, czyli, w skróce,takiej regulacji zabudowy dla całego miasta. Więcej mówi się też o tworzeniu lokalnych centrów społeczności i zmniejszaniu ruchu samochodowego.
Wiele miejsc jednak nie da się już uratować. Po prostu zostały zniszczone lub zabudowane.
To smutna prawda. Przykładem jest nawet osiedle, gdzie jesteśmy – WSM Koło II zaprojektowane po wojnie przez znakomitych architektów Helenę i Szymona Syrkusów. To przykład modernizmu: zgeometryzowane bryły, dużo przestrzeni i mnóstwo zieleni. A gdy spojrzymy dalej – pomiędzy budynki Syrkusów wciśnięto trzy apartamentowce. To zaburza koncepcję i charakter miejsca.
To jak reagować na to, co w taki sposób powstaje? Burzyć?
Jestem daleka od tego, żeby zrównywać z ziemią postawione budynki. Nawet ze względów klimatycznych. Produkcja betonu generuje ogromny ślad węglowy.
Wyburzamy teraz budynki, które nie mają nawet trzydziestu lat: Hotel Mercure, biurowiec Aurum należący do Mennicy Państwowej, Ilmet.
Myślę, że ich projektanci w swoich najczarniejszych snach nie przypuszczali, że może do tego dojść!
Wczesny kapitalizm lat 90. jest wypierany przez kapitalizm zglobalizowany. To widać na przykładzie wieżowców.
To proste – chodzi o powierzchnię użytkową. Jeżeli chcemy mieć większe zyski, a nie mamy działki, to budujemy w górę. A jak nie ma planu miejscowego, który tego zabrania, to wszystko wolno. Wolna amerykanka. Są jednak budynki, które na początku wydawały się maszkaronami, a dzisiaj budzą nasze zainteresowanie.
Na przykład Hotel Sobieski?
To dosyć kontrowersyjny przykład. W 1996 r. hotel został wybrany w konkursie „Życie w Architekturze” przez mieszkańców jako najbrzydszy obiekt w Warszawie i nadal utrzymuje się w czołówce „warszawskich makabrył”.
Pomimo to został wpisany na Listę Dóbr Kultury Współczesnej, czyli listę stołecznych budynków, które w przyszłości mogą uchodzić za oddające „ducha naszej epoki”. Stworzył ją zespół złożony z ekspertów wielu dziedzin – konserwatorów, artystów, ale też historyków sztuki.
Z Hotelem Sobieskim mam wątpliwości, ale wiele obiektów z lat 90. powinno mieć zapewnioną ochronę. Przykładem jest tutaj Centrum Handlowe Panorama na Dolnym Mokotowie albo budynek mieszkalny Twarda 44 na Woli. Lista Dóbr Kultury Współczesnej to taka rekomendacja do objęcia ich ochroną planistyczną w przyszłości. Pytanie co z tego będzie.
Patrycja, ale po co w ogóle chronić stare budynki?
To pozwala dbać o naszą tożsamość i ciągłość historyczną.
A co to jest dla Ciebie ta „tożsamość warszawska”?
Dla mnie to poczucie, że Warszawa jest moim miejscem na ziemi. Mogę zwiedzać cały świat, poznawać inne miasta, ale ostatecznie to Warszawa jest moim domem. Za każdy razem, gdy tutaj wracam i widzę wieżowce, to uśmiech sam pojawia mi się na twarzy. Chociaż nie jestem fanką wieżowców i wysokościowej architektury (śmiech).
Wiesz dlaczego tak jest?
To nieoczywiste miasto. Warszawa jest fascynująca, też przez swoją twardość i chropowatość, to też mnie w niej pociąga. Zależy mi po prostu na tym mieście.
Patrycja Jastrzębska – Historyczka sztuki, prezeska Stowarzyszenia MASŁAW. Autorka inicjatywy i redaktor od 10 lat prowadząca popularny serwis na Facebooku „Tu było, tu stało” oraz stronę www.tubylotustalo.pl poświęcone dziedzictwu i jego ochronie. Animatorka kultury działająca w obszarze dziedzictwa architektonicznego oraz przestrzeni miejskiej. Inicjatorka licznych akcji społecznych i projektów, m.in. „Poszukiwania dziewczynki ze zdjęcia na tle getta z 1946 r.“, „Warszawianka – krajobrazowe dziedzictwo Warszawy“. Od kilku lat działa na rzecz edukacji architektonicznej i zabytków. Kuratorka wystawy czasowej: „Przemiany. Krajobraz Woli po 1989 r.” w Muzuem Woli. Prowadzi i organizuje debaty i spotkania poświęcone architekturze i ochronie dziedzictwa kulturowego.
Fot. Mateusz Rybka / Instagram @nie_jestem_fotografem